Czy w Hamburgu są najlepsze hamburgery?

Nigdy nie lubiłam niemieckiego, nigdy nie myślałam o wyjeździe do Niemiec. Mogłabym zamieszkać w tylu krajach, ale nigdy nie brałam pod uwagę naszych zachodnich sąsiadów. No to dlaczego wylądowałam akurat tu?

Ten tekst powstał w ramach współpracy z Klubem Polek na Obczyźnie i jest częścią projektu "Moja historia". To oznacza, że mam Wam nieco przybliżyć moją drogę do Niemiec. Nie będzie to porywająca historia o księciu z bajki dla którego rzuciłam wszystko, lecz o dojrzałej decyzji, chęci zmiany i stworzenia innych, a może lepszych możliwości dzieciom.



Pomysł o wyjeździe za granicę pojawiał się co jakiś czas w naszych głowach. Myśleliśmy o pięknej Australii albo Nowej Zelandii, urokliwej Norwegii, a nawet Anglii. I kiedy mi się wydawało, że te myśli już się nieco "zakurzyły" powróciły ze zdwojoną siłą. To miał być ten czas, ale to wcale nie miał być ten kraj. A jednak dostałam telefon.

- Siedzisz?
- Tak, siedzę.
- To dobrze, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. Dostałem się do drugiego etapu rekratutacji w Hamburgu.
- Gdzie?
- W Hamburgu.
- Ale ... jak to?

Drugi etap rekrutacji był jednocześnie ostatnim.

Firma, w której wciąż pracuje mój mąż bardzo nalegała na szybkie rozpoczęcie współpracy. Szukała specjalisty przez 6 miesięcy na rynku niemieckim, bezskutecznie, dlatego rozszerzyli obszar poszukiwań na inne kraje europejskie. Trzeba więc było rozważyć roztropnie całą sytuację, zaplanować krok po kroku co, gdzie i w jakiej kolejności.

Przyszedł czas na zmianę, choć jeszcze to do mnie nie dotarło.

No i planowanie planowaniem, ale rzeczywistość nie zawsze chce z nimi współgrać.

Poszukiwanie mieszkania

Hamburg to fantastyczne miasto, niestety znalezienie tu mieszkania graniczy z cudem. Najgorzej mają tacy, jak my - z dziećmi i ze zwierzęciem. Jest więcej chętnych na wynajem niż mieszkań dostępnych na rynku, więc rozchodzą się jak świeże bułeczki. Właściciele mogą sobie urządzać "konkurs piękności", a my z naszym wielkim psem i 2 dzieci nie byliśmy "atrakcyjni".

Przeprowadzka zaczęła się opóźniać. Przez pierwsze 3 miesiące mąż miał zagwarantowany hotel i w tym czasie miał dla rodziny znaleźć mieszkanie. Nie znalazł. Minął czwarty, piąty miesiąc, desperacja zaczęła sięgać zenitu. Czy nasze działania były zbyt nieudolne? A może mieliśmy zbyt wysokie wymagania? Ten, kto przyjedzie do Hamburga i będzie chciał tu znaleźć mieszkanie dla rodziny sam się przekona.

Ile kasy na wynajem?

Przede wszystkim wynajem mieszkania bez kaucji prawie się tu nie zdarza, to są wyjątkowe sytuacje. Z reguły jest to kwota w wysokości 3 miesięcznego czynszu, agencja nieruchomości jeszcze weźmie swoje, a to oznacza, że należy mieć "wolne" średnio od 2 do 3 tys. euro.

Załóżmy, że za wynajem 3-pokojowego mieszkania zapłacisz w zależności od dzielnicy i stanu mieszkania od 680 euro w górę + opłaty za ogrzewanie + i inne, jak garaż, internet, telewizja, telefon itp. Oczywiście, jeśli ma się ochotę zamieszkać w takiej dzielnicy jak Hafen City należy liczyć się z zupełnie innymi kwotami, np. 2 tys. euro miesięcznie.

Dlatego w Hamburgu roztropnie podejmuje się decyzję o zmianie miejsca zamieszkania. Skrajnym przypadkiem było mieszkanie, gdzie właściciel życzył sobie kaucję w wysokości 7-miu opłat za czynsz! Prawdopodobnie wciąż stoi puste.

Oczywiście, jeśli szuka się tylko pokoju czy kąta jest zdecydowanie łatwiej:).

Wreszcie!

W końcu się udało. Było mieszkanie i mąż mógł się przeprowadzić z hotelu, którego miał po dziurki w nosie, ale trzeba było jeszcze wystosować pisemną prośbę do właściciela o zgodę na posiadanie psa, ponieważ nie miał nic przeciwko temu, ale takie rzeczy trzeba mieć tu w papierach. Jedni mówili "olejcie to", ale zaprzyjaźnieni Niemcy odradzali pośpiech. Tu sąsiedzi nie mają oporów, aby zgłosić policji, że szczeka pies, więc jeśli zgody by nie było, mógłby pojawić się problem. Na zgodę właściciela czekaliśmy kolejne 2 miesiące.

Mogliśmy się w końcu przeprowadzić w maju, na 6 tygodni przed zakończeniem roku szkolnego. I znowu pojawiło się pytanie o sens wyrwania dzieci z Polski tuż przed wakacjami. A jednak wyrwaliśmy je. Nie było już na co czekać. Psychicznie od dawna byliśmy gotowi i nie było sensu tego przeciagać.

Syn jako trzecioklasista wpadł w system 10-miesięcznej klasy integracyjnej, którą muszą przejść wszytstkie dzieci przyjeżdżające do Niemiec z zagranicy. Córka poszła do zerówki.

Sąsiedzi

Tak, moi sąsiedzi, średnia wieku 60-80 lat - praktycznie cały pierwszy rok uprzykrzali nam życie. Ale to pewnie  my uprzykrzaliśmy im życie, bo mamy dzieci.

Okazało się, że dzieci nie mogą w domu biegać, głośniej się bawić, ani nawet zbyt głośno się śmiać, poza tym zapraszać przyjaciół. Najlepiej, gdyby nie istniały!

Byliśmy ich koszmarem.

Kiedy już myśleliśmy, że sąsiedzi się przyzwyczaili i dali sobie spokój z przychodzeniem, przypadkiem dowiedziałam się od administracji, że ... zbierają podpisy na petycji, aby nas usunąć.

W takich chwilach miałam ochotę natychmiast spakować manatki i wracać do domu! Jednak po chwili przychodziła myśl, że nie dam im tej satysfakcji!

Guten Morgen

Tym wszystkim sąsiadom przez cały ten czas i przy każdej okazji mówiłam dzień dobry i szeroko się uśmiechałam, choć głowie były gromy i pioruny. Nie mogli powiedzieć, że jestem niekulturalna czy niemiła.

Po roku zaczęli odpuszczać.

Uśmiechali się i pierwsi mówili dzień dobry. Zaczęli zagadywać, akceptować. Bywa, że podejdzie do mnie sąsiad i przeprosi, że na ulicy mnie nie poznał i nie odpowiedział dzień dobry, a ja przecież mogłam sobie o nim pomyśleć, że jest źle wychowany. Taaa...

Czy Niemcy to mój kraj wymarzony?

Od samego początku wiem, że nie. Ale kiedy widzę, jak moje dzieci świetnie sobie radzą to serce rośnie. Nie nauczyłyby się w Polsce tak szybko niemieckiego, a może i tak bardzo nie otworzyłyby się na inne języki.

Romawiałam z koleżanką, która w podobnym czasie wyemigrowała do Anglii, zapytałam ją - co teraz? I ona i ja doszłyśmy do tych samych wniosków - ten pierwszy raz pokazał, że można tu, to można i gdzie indziej.

I chciałabym, aby to gdzie indziej jeszcze mogło mieć miejsce.

I co z tym niemieckim?

Nie jest taki zły. Nawet całkiem przyjemny i do ogarnięcia. A nawet fascynujący. Jak i same Niemcy.

I nie, w Hamburgu nie ma najlepszych hamburgerów. Nie wiem, gdzie są. Jeszcze tam nie dotarłam.

Wciąż jestem tu.
Pozdrawiam,
Magda

26 komentarzy :

  1. Co mogę powiedzieć... zauważam odrobinę podobieństw ;) Nie planowałam Niemiec na mapie swojego życia, nie przypuszczałam, że się tu znajdę. A jednak, los postanowił zadrwić z tych moich planów międzykontynentalnych. Dziś patrzę przez pryzmat czasu i wiem, że nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca, ale gdzie taką znajdziemy? Chyba tylko tam, gdzie nas nie ma. Jestem szczęśliwa, mimo, że czasem usilnie chciałabym być gdzieś indziej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy odchodziłam z pracy wiele osób stukało się w głowę, że będę germanizować dzieci. Dziś wiem o co najmniej kilku znajonych, którzy albo już pracują w de, albo za chwilkę się tu przenoszą. Po chłodnej kalkulacji i ocenie sytuacji - w tym odległości od kraju, sytuacji gospodarczej, wysokości swojej nowej pencji itp. - Niemcy jednak mają coraz więcej zwolenników. Nie jest idealnie, ja też miewam chwile, że chciałabym być gdzieś indziej, ale prawda jest taka, że jest całkiem nieźle i jednak jakoś łatwiej się tu żyje.

      Usuń
  2. Jestem w Niemczech od 13 października 2014. Nie znam języka, nigdy nie planowałam mieszkać w Niemczech, a w sercu mam Irlandię. Ale tutaj pracuje mój mąz. Na razie jest mi ciężko. Może wiosną gdy zaswieci słońce zmienie swoje nastawienie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam w sercu Włochy:). I pierwszą rzeczą, jaką tu zrobiłam - zapisałam się na lekcje włoskiego. Lepiej zaczęłam się czuć, gdy poszłam na kurs niemieckiego. Poznałam ludzi i język. Byłam bardzo rozczarowana, że Niemcy tak słabo znają angielski, nie mogłam się dogadać chociażby z wychowawczynią córki. I ta piłeczka była po mojej stronie. I Tobie też polecam jak najszybciej pójść na kurs niemieckiego dla obcokrajowców. Zanim przyjdzie wiosna i słońce poczujesz się znacznie pewniej:)). Trzymam kciuki!

      Usuń
  3. Gratuluję tego, że sobie poradziłaś. Dzieci mają łatwiej - szybko się przystosowują. Mąż przyjechał za pracą, więc też ma w pewnym sensie łatwiej. Bardzo dobrze, że sobie radzisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja emigracja jest bliska kraju, nie to co Twoja i język jednak łatwiejszy:))). Ale każda emigracja stawia przed nami mniejsze czy większe wyzwania. Jednym z nim jest zmiana obrazu o kraju, jaki człowiek sobie zbudował w głowie, często niepotrzebnie. Jednym z moich odkryć było to, że Niemcy się znacznie częściej od nas uśmiechają, tak zwyczajnie na ulicach.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że się Pani odnalazła. :) Ja jestem tu krócej, bo pół roku, ale też mi się podoba. Uczyłam się niemieckiego 11 lat w szkole, w liceum miałam niemiecki rozszerzony, zdawałam maturę ustną, pisemną podstawową i pisemną rozszerzoną. Potem dostałam się na Germanistykę na Uniwersytecie Warszawskim, ale zostawiłam ją po 2 tygodniach i przyjechałam tutaj. Cieszę się, że nie miałam takich problemów z mieszkaniem, jak Pani, ale jednocześnie podziwiam Wasze odważne kroki.

    Od pewnego czasu śledzę Pani bloga, jest naprawdę ciekawy i dużo języka można na nim zaczerpnąć.

    Podziwiam i gratuluję :))))

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu, masz zatem zupełnie inny start niż ja:). Przerwanie studiów było wyjątkowo odważną decyzją. Wydajesz się jednak zadowolona z nowej rzeczywistości, a do odważnych świat należy.

      Blog wziął się z oswajania nowej rzeczywistości. Po prostu pojawiła się taka potrzeba, kilka miesięcy wcześniej zamknęłam stary rozdział, powoli otwierałam kilka nowych. Należę do osób, które potrzebują trochę więcej czasu do oswojenia się z czymś nowym:). I chyba potrzebny mi był powrót do szkolnej ławki, nowi ludzie w otoczeniu i inne życie niż to znane mi dotychczas z gonitwy z zegarkiem w ręku. Teraz bez korporacji jest mi dobrze, mam więcej czasu dla dzieci, realizuję swoje własne projekty.

      Pozdrawiam najserdcznie!

      Usuń
    2. Przerwałam je po 2 tygodniach, więc jeszcze nie było tak źle. :)

      Hmmm... a mam pytanie trochę inne. Orientuje się Pani może jak wygląda sprawa Integrationskurs, jeśli na teście poziomującym przypisano mnie do poziomu B1 (ostatniego), czyli nie przechodzę 600 h kursu tylko 100 i robię certyfikat i Pani zapewniała mnie, że zacznę kurs 2 lub 8 grudnia, a teraz dostałam pismo, że jestem na Warteliste na ten kurs 2. grudnia. A o 8 grudnia nic nie napisano... I teraz nie wiem, co mam zrobić i czy walczyć o miejsce na tym 8 grudnia, czy czekać? A jeśli czekać to ile to potrwa? Masakra:)))) Chyba jutro tam pojadę i porozmawiam... ale teraz jestem w kropce, bo nie wiem do kiedy mam czekać i kiedy mogę jechać na święta do Polski :)

      Usuń
    3. Zdecydowanie pojedź i zapytaj. Na liście oczekujących było kilkoro moich znajomych i jedni nie przejmowali się tym i przyszli na kurs i zrobili ten kurs, a inni przejmowali się i grzecznie czekali - czasem długo. Wszystko zależy od ludzi na miejscu i oczywiście ilości wolnych krzeseł w sali. Jak pójdziesz to pokażesz, że Ci bardzo zależy. Te 100 godzin to chwila moment i zaraz będzie egzamin. Być może Ty mogłabyś podchodzić do egzaminu nawet bez zajęć na kursie, choć to właśnie na końcówce kursu robi się z reguły próbny test, dzięki czemu można się zorientować, jak to wygląda.

      Co do dat 2-czy 8 grudnia to chyba ma niewielkie znaczenie, ponieważ grupa, która robi kurs od początku - dla nich to tylko kolejne zajęcia, to Ty do nich dojdziesz, kiedy nauczyciel przerobi już 5 modułów i zacznie ostatnią 100 h (to są godziny lekcyjne). Zapytaj osobiście o wszystko i już. Po egzaminie na B1 jest jeszcze 60 h kursu Orienterungskurs, zrób go także. Gdybyś kiedyś chciała się starać o niemiecki paszport, będzie jak znalazł.

      Usuń
    4. Nie musiałam jechać, dostałam dziś decyzję, że zaczynam 2. grudnia :) Dziękuję! Tak, wszystko już czytałam u Pani o Orientirungskurs.

      A nie wie Pani ile godzin/dni można na te 100 godzin opuścić? Mam taką sytuację, że tata jedzie na urlop do Polski 12 grudnia, a ja kończę kurs o tydzień później (19 grudnia) i nie wiem, czy mogę z nim jechać, a ten tydzień jakoś nadrobić w domu (bo ponoć i tak trzeba się dużo uczyć samemu), czy 5 dni opuszczonych to za dużo (16 godzin)?

      Usuń
    5. albo czy nie wiem...zwolnienie lekarskie, coś takiego? Te 5 dni to z jednej strony dużo, a z drugiej strony mało:)

      Usuń
    6. Jak to w szkole, zwolnienie lekarskie musi być:). Ale to normalne, że ludzie czasem wyjeżdżaj a do siebie i to po prostu trzeba z nimi obgadać, nie sądzę, żeby robili problemy. U mnie dziewczyna zniknęła na 2 miesiące, bo jechała do domu do Indii i sama się w tym czasie uczyła i nikt nie robił problemu. Być może, jeśli kurs opłaca Ci Job Center to ktoś może coś burknąć pod nosem, a jeśłi płacisz sama, jak sądzę rozmowa z nauczycielem lub opiekunem Twojego kursu będzie wystarczająca. To zależy, co za ludzie tam są:))). I tak najważniejszy jest egzamin.

      Usuń
    7. Sama płacę... chcę opuścić 5 dni... Ok, dziękuję :)

      Usuń
    8. A czy orientuje się Pani może - jeśli przydzielili mnie na ten kurs, a ja chciałabym jechać do Polski wcześniej i nie chcę opuszczać tych 5 dni, to czy mogę jeszcze przed rozpoczęciem kursu zgłosić się z prośbą o rozpoczęcie kursu w późniejszym terminie? Czy już nie ma szans?

      Usuń
    9. Jestem Magda, wolę formę na Ty:). Już wyżej chyba napisałam, że Ty wpadniesz w pewnym momencie w kurs, który trwa od kilku miesięcy. On się nie zaczyna specjalnie dla Ciebie, tylko Ty do niego dołączasz, ale to jasne. Pewnie możesz się dogać, że dojdziesz dopiero w styczniu, to jest w dużej mierze Twój wybór (tak sądzę). Jak zwykle polecę Ci to samo - porazmawianie z organizatorkami kursu. Moim zdaniem z Twoją znajomością języka to nie powinien być problem. Wydaje mi się, że Twoja matura nie była aż tak dawno temu, a poziom egzaminu oscyluje na tym poziomie. Z drugiej strony to nie jest problem, że wpadniesz na kurs na tydzień, a potem będziesz mieć dłuższą przerwę.

      Usuń
    10. Ok, miło mi w takim razie. :) Wiesz, nie chcę zbytnio opuszczać, bo jestem chyba sumienna i poważnie podchodzę do tego, czego się zobowiązuję, dlatego w tym wypadku nie wiem, czy pomyśleć o późniejszym rozpoczęciu kursu czy opuścić... :( Wiem, wiem, że on nie jest organizowany specjalnie dla mnie:), ale w tej szkole kurs B1 jest co jakiś czas. Mnie po prostu przydzielono na ten od 2.12... , ale nie wiem, czy jest opcja, że jeśli poproszę, to czy jest szansa, że dołączą mnie nie do tego, tylko do następnego albo takiego, który jest w styczniu;)
      Dziękuję za wszelkie porady :)

      Usuń
  6. Przeklęte niemieckie castingi! Cieszę się, że się wam w końcu udało, bo faktycznie z obcokrajowcy z dziećmi i psem to "koszmar" niemieckich właścicieli mieszkań. My niestety jako para obcych studentów od 9 miesięcy nie możemy się załapać na mieszkanie - zawsze tylko "zadzwonimy do państwa" i potem głucho. Na całe szczęście możemy mieszkać jeszcze w akademiku, więc dach nad głową jest :-)
    Życzę Ci wytrwałości w niemieckich bojach, dobrze że dzieci się zaaklimatyzowały! No i powodzenia z niemieckim (czego i sobie życzę ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci to jednak miękka glina, którą można łatwo lepić:). A Ty Ado - masz cały świat u stóp. A jeśli ktoś nie chce studentom wynająć mieszkania to kij mu w oko, pewnie ten ktoś znalazł parę 50-latków, bez dzieci, to najlepsi klienci. Ja już myślałam, że z naszej przeprowadzki nic nie wyjdzie, a znajomi myśleli, że blefuje z tym wyjazdem, bo jakoś ciężko im było uwierzyć, że problemem może być mieszkanie. Dlatego trzymam mocno kciuki za znalazienie odpowiedniego gniazdka dla siebie. To też życzę powodzenia i w bojach i w niemieckim!

      Usuń
    2. Powodem, dla którego być może nie mogliście znaleźć mieszkania była może też jego wielkość. Nie wiem, jak dużego mieszkania szukaliście, ale jeśli 3-pokojowego (w tekście jest wzmianka o takim mieszkaniu), to mógł być to duży problem. W Niemczech standardem dla rodziny 4-osobowej jest mieszkanie przynajmniej 4 pokojowe o powierzchni min. 90 m2. Jeśli ktoś szuka mniejszego, nie dostanie go, ponieważ wynajmujący wolą wynająć mieszkanie 3-pokojowe parze, która robi mniej hałasu i mniej zniszczeń w mieszkaniu, bo jest ich tylko dwójka.

      Polacy są przyzwyczajeni trochę do standardów blokowych, jeszcze z poprzedniej epoki, czyli rodzina 4osobowa w 60m2, sama w takim się wychowałam. W Niemczech te standardy są jednak inne. 60m2 to mieszkanie dla pary studentów i nikt nie wynajmie go rodzinie. (Gdy my z jednym małym dzieckiem, wtedy jeszcze niemowlęciem, zapytaliśmy o wynajem mieszkania 100m2, 4 pokojowego, powiedziano nam, że jest to mieszkanie dla pary. Istniały w nim 4 pokoje, ale opisane były jako: dzienny, sypialnia, biuro, jadalnia. Pokoju dla dziecka w głowie wynajmującego brak...)

      Ale to moje dywagacje, nie wiem, jak było faktycznie...

      lolka

      Usuń
    3. Lolka, problemem nie była ani ilość pokoi ani powierzchnia mieszkania. Z chęcią wzięłabym 4 pokoje, 5 pokoi, a nawet domek czy bliźniaka, cokolwiek:). Problemem był pies i posiadane dzieci - chyba w takiej właśnie kolejności:). Mnie te niemieckie standardy odpowiadają, ja wolę większe powierzchnie i bardzo chętnie bym takie przyjęła:))). Pozdarwiam Cię serdecznie.

      Usuń
    4. Rozumiem, bo wiem, że wynajmujący na hasło "dziecko" reagują paniką i potem na czole. Na hasło "dzieci" i "pies" wybuchają pewnie śmiechem i proszą o kolejny żart. Straszne to jest szczególnie w dużych miastach. Albo szczęście może pomóc, albo kolega, którego koleżanka koleżanki właśnie zwolniła mieszkanie ze swoją czteroosobową rodziną ;)
      Fajnie więc, że coś znaleźliście - trzymajcie więc mocno się i mieszkanie ;-))
      Pozdrawiam!
      lolka

      Usuń
  7. Niby Niemiec nie lubię,nawet po 8 spędzonych tu latach, ale z czasem chyba sie przyzwyczaiłam...tu nie jest aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niby nie lubię, też się trochę przyzwyczaiłam, też uważam, że nie jest tak źle:). Nie wiem tylko, czy aż 8 lat dam radę:))). Pozdrawiam Kasiu!

      Usuń
  8. Najlepsze hamburgery sa w Sydney Autralii. Sprawdzone ;)

    OdpowiedzUsuń

Niemiecki dla początkujących © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka